Korona Stróżewo zainkasowała kolejne trzy punkty. W ósmej kolejce piłkarze Marka Trzebnego ograli Leśnik Margonin aż 5:0. Tym samym pokazali, że są w dobrej dyspozycji przed meczem z Orkanem Śmiłowo.
Pierwszą połowę lepiej rozpoczęli gospodarze, którzy częściej utrzymywali się przy piłce i starali się zagrozić bramce strzeżonej przez Artura Nowaka, byłego zawodnika margonińskiego klubu. W 9 minucie w dobrej sytuacji strzeleckiej znalazł się Dariusz Walczak, jednak piłka powędrowała wysoko nad bramką. Chwilę później jeden z zawodników gospodarzy groźnie dośrodkował w pole karne, ale żaden z jego kolegów nie zdołał dojść do piłki. Nie wykorzystane sytuacji przez leśników w końcu się zemściły. W 17 minucie Korona objęła prowadzenie, po tym jak Paweł Kurnik wykorzystał bardzo dobre dośrodkowanie z rzutu rożnego i strzałem głową umieścił piłkę w siatce. Na drugą bramkę trzeba było czekać do 37 minuty, kiedy to Dawid Chmielnicki otrzymał dobre podanie z głębi pola i znalazł się w dobrej sytuacji strzeleckiej. Jego uderzenie odbiło się jednak od słupka, ale do bezpańskiej piłki dopadł Paweł Kurnik i umieścił futbolówkę w siatce po raz drugi. Prowadzenie gości mogło być jeszcze bardziej okazałe, bo w końcówce pierwszej połowy dobrą sytuację zmarnował Paweł Kurnik, a strzał z dystansu Macieja Dąbrowskiego minimalnie minął bramkę.
Początek drugiej połowy ponownie należał do gospodarzy, którzy starali się poszukać kontaktowej bramki. Jednak te zamiary szybko powstrzymał Paweł Kurnik, zdobywając kolejną bramkę. Tym razem wykorzystał on dośrodkowanie Macieja Dąbrowskiego i ładnym strzałem głową pokonał Mateusza Kaczmarka. Niespełna 180 sekund później prowadzenie mógł podwyższyć Dawid Chmielnicki, lecz jego strzał głową zatrzymał się na słupku. Mimo już wysokiego prowadzenie Korony, to gospodarze cały czas ambitnie walczyli i starali się strzelić chociaż honorową bramkę. W 81 minucie jednak przysłowiowy gwóźdź do trumny wbił Filip Konarski. Pomocnik Korony przejął piłkę na środku boiska i ruszył w kierunku bramki Leśnika, w tej samej akcji minął aż 3 zawodników, niczym pachołki na treningu i plasowanym uderzeniem umieścił piłkę w bramce obok bezradnego bramkarza. Chwilę później bliski szczęścia był Dawid Chemielnicki, ale – kolejny raz – jego uderzenie głową zatrzymało się na słupku. Już w doliczonym czasie kropkę nad „i” w końcówce meczu postawił Filip Konarski, który wykorzystał dośrodkowanie Bartosza Antosika.